czwartek, 9 kwietnia 2009

Z braku szacunku do siwych włosów i miłości do poezji


Marjana Maksymjak

"smoking men"

o, jak ten chłopczyk palił
stał w drzwiach
naprzeciw drzwi
naprzeciw okien
w poprzek światła
palił i palił
a w sercu grała muzyka
a w sercu grał Nik Kejw
chłopczyk milczał
palił i bał się
że skończy się muzyka
że przetnie się granica
bo wszystko się kiedyś zaczyna
bo wszystkiemu jest koniec
i co teraz kochany chłopczyku
nam zostało?
ciemne okna na zachód
ciepłe palce na wschód
do słońca
żeby spłonąć
bo czy można kochać
czy można zakochiwać się
w pół chwili
żeby potem długie tygodnie
nudne zimowe noce
zapominać
smak cynamonu
śniegu
i deszczu

Bo pan Bohdan Z. (1945) przetłumaczył wiersze pana Jurija A. (1960). Przetłumaczył jeszcze wiele więcej z angielskiego, węgierskiego, może nawet ze suahili. Bo pan Bohdan Z. jest krytykiem, poetą, działał i działa, wydawał i jeszcze pewnie będzie wydawał. I mi się to KURWA nie podobają te jego tłumaczenia.
A pani Marjana Maksymjak (1986) skończyła teologię mieszka we Lwowie, chociaż w poszukiwaniu wrażeń wypróbowuje inne miasta. Nie ma pojęcia że ktoś tłumaczy jej poezje.
A ja sobie próbuje przypomnieć to co napisał Cioran ....
czas w którym niczego nie zrobiliśmy czyni nas wyjątkowymi innymi od wszystkich ... pewnie zupełnie inaczej ale to mi pasuje. Powinienem skomentować przynajmniej wiersz pani M., napisać że pozwoliłem sobie, że zaszczyt, i za doline. A na pewno powinienem skrytykować tłumaczenie pana Bohdana nie używając przy tym słów wulgarnych z poważaniem i podważaniem.
papieros zapalniczka nikotyna да i po co to robić.

środa, 8 kwietnia 2009

wiosna ach to ty

Chodzi tu o to by coś napisać, znaczy wyrzygać. Słowo blog kojarzy mi się właśnie z wymiocinami, oczyszczeniem organizmu. Irytacje trzeba wypluwać bo gnije i śmierdzi, przeszkadza w egzystencji.


Śnieg sczezł wczoraj, albo przedwczoraj. A oni już zabrali się za ten wiosenny rytuał, takie pogańskie obrządki. Wstali rano zobaczyli że wiosna, nasypali do kubka kawę, albo wrzucili torebkę herbaty. Ukroili dwie lub trzy pajdy chleba, albo wzięli parę kromek chleba krojonego. Rzucili na nie trochę kiełbasy lub białego sera. Opłukali szorstkie gęby. Zębów nie myli. Wsiedli na Wigry 3, albo poszli pieszo. Zostawili za sobą barłogi, albo zasłane wyra przykryte kapą. Po drodze zahaczyli o sklep spożywczo-przemysłowo-żelazny. Mniej przygotowani kupili zapałki, bardziej przygotowani regionalne piwo.
Ruszyli w drogę.
Pokonywali miedze i ugory, wzniesienia terenu, i jego obniżenia. wiatr smagał ich gęby, marynarki zarzucone na tureckie swetry furgotały na wietrze. Jadący byli skupieni na omijaniu dziur i większych kamieni, piesi trzymali ręce w zasranych łajnem kieszeniach garniturowych spodni.
Po dłuższej lub krótszej podróży dotarli do miejsca przeznaczenia. Ich oczom ukazała się magistrala kolejowa. Chluba Austro-Węgier, Duma Księstwa Golicji i Głodomeri.
Przystanęli przypalili papierosa rodem zza wschodniej granicy, przemyconego w kline spodni lub pociągu relacji Kijów-Wrocław. Niepalący po prostu przystanęli.
Zaczęli podkładać ogień robili to z namaszczeniem starali się by trawa płonęła równomiernie.
Gdy spostrzegli że wszystko idzie zgodnie z planem, w zgodzie z tradycją przodków, w pośpiechu opuszczali miejsce kultu.
Powoli zielone zmieniało się w czarne, a siwy dym zasnuwał okolicę.
Oni szli spokojnie pogwizdując, podśpiewując, marząc o dożynkach.
Tylko pociągi niczym obrazoburcy, przecinały wstęgi dymu, właziły w święte miejsce w buciorach, zaburzały spokój corocznej inicjacji wiosny.